×

„Chak De! India”

„There’s only room for one bully on this team! And that bully is me.”

No i stało się. Filmy bollywoodzkie przestały być filmami bollywoodzkimi. Nie wiem czy to tylko na czas tego jednego filmu czy może na dłużej, ale w przypadku CDI powolna ewolucja hinduskiego kina w stronę kina „ogólnoświatowego” dokonała się do końca. Odkąd bowiem Bollywoodem zaczął interesować się świat tym częściej hinduskie filmy stylizowane były na amerykańskie kino z matrixowymi efektami zamieniającymi pląsanie w sari. I co prawda za mało bollywoodzkich filmów widziałem, żeby być pewnym tej tezy, ale te, które widziałem utwierdzają mnie w niej. A w przypadku „Chak De! India” poszedłbym jeszcze o kawałek dalej. Temu filmowi wręcz może zaszkodzić etykietka bollywoodzkiego kina. Dlaczego? Ano dlatego, że potencjalny widz z połączenia żeńskiej drużyny hokeja na trawie z Bollywood w ramach pierwszego skojarzenia pomyśli sobie, że będą te panny pląsały ze swoimi laskami i piłeczkami i w przerwie meczów śpiewały zagrzewające do boju piosenki. A takie skojarzenie niezbyt zachęcające jest, prawda? Szczególnie, że nic bardziej błędnego. CDI bollywoodzkim filmem jest chyba tylko podczas przewijania się na ekranie listy płac. Cała reszta to standardowy film sportowy, który mógł powstać gdziekolwiek. I w którym nikt nie śpiewa – zapewniam.

Bohaterem „Chak De! India” jest Kabir Khan (Shah Rukh Khan), kapitan męskiej indyjskiej drużyny narodowej w hokeju na trawie. Tak się niefortunnie składa, że po przegranym z Pakistanem finale mistrzostw świata oskarżony zostaje o sprzedaż finałowego meczu i społecznie napiętnowany mianem zdrajcy. Opinia publiczna jest bezlitosna (sporo w tym przesady na sam początek filmu w związku z czym nie zaczyna się on zbyt zachęcająco; ja rozumiem, że stosunki między Indiami i Pakistanem to sprawa poważna, ale wysnuwać daleko idące wnioski na podstawie jednego uścisku dłoni to znaczna przesada) a Kabir zmuszony jest zaszyć się w odosobnieniu z dala od życia, które do tej pory prowadził. I trzeba aż siedmiu lat, żeby dostał szansę naprawienia swoich przypisanych mu przez rodaków win. Tą szansą jest posada trenera żeńskiej drużyny narodowej, której to posady nikt oprócz niego nie chce przyjąć.

Jak już wspomniałem na początku, „Chak De! India” to standardowy film sportowy (SFS) i błędem jest rozpatrywanie go przez bollywoodzki pryzmat. Wystarczą ograniczenia, które płyną z faktu bycia SFS-em, które sprawiają, że od razu w zasadzie wiadomo co i jak. Jeśli lubi się filmy sportowe, to nie ma możliwości, żeby i ten się nie spodobał. Jeśli zaś takich filmów się nie lubi, to analogicznie. Wynika to z tego, że SFS należy do bardzo specyficznego gatunku kina, w którym od początku do końca wszystko wiadomo. Nie będzie zatem w takim stwierdzeniu przesady czy nadmiernego chwalenia się (nie wiem czym), gdy napiszę, że od pierwszych minut filmu mogłem z grubsza po kolei powiedzieć, co się wydarzy dalej. Niewiele bym się pomylił. Zapewne nie domyśliłbym się jedynie tego, w jaki sposób zdecyduje się to czy dziewczyny pojadą na MŚ czy nie. Całą resztę po pięciu minutach mógłbym przedstawić aż do samego końca. I zapewne ta przewidywalność przeszkadza przeciwnikom SFS-ów. Ja przeciwnikiem nie jestem, więc tradycyjnie mi ona nie przeszkadzała.

Co dziwne w indyjskich kinach jest to, że jeśli film jest dobry, to w oglądaniu nie przeszkadza jego metraż (jeszcze jeden po napisach typowy dla Bolly element tego kina obecny w CDI). Tak się złapałem podczas oglądania na myśli, że właściwie nie ma w tym filmie nic więcej ponad to, co można zobaczyć w hollywoodzkich produkcjach tego typu. I nie wymyśliłem jakim cudem hollywoodzkie filmy trwają półtorej godziny a ten dwie i pół. Wychodzi na to, że Bollywood ma ten naturalny dar do opowiadania w rozwleklejszy sposób o tym samym, przy czym nie czuje się tej rozwlekłości (no chyba, że film jest fatalny, ale wtedy zaraz się go wyłącza). CDI jest tego dobrym przykładem. Mamy tutaj sekwencje treningów, motywujące gadki trenera, mecze, konflikty między zawodniczkami itp. Nic więcej ani nic mniej niż w innych filmach tego typu. I jakoś to nie nudzi choć o godzinę dłużej tego wszystkiego, dziwne.

Nie trudno też zauważyć, że SRK w coraz bardziej „normalnych” filmach gra. Nie wiem z czego to wynika, może jednak miałby ochotę się sprawdzić w innym niż bollywoodzkie kino, ale fakt jest faktem. Trzeba mu też przyznać, że ma nosa (hehe) do dobrych scenariuszów i ciekawych historii (oczywiście zachowując [no co zachowując? brakuje mi słowa… nie umiar… proporcje!] proporcje w stosunku do kina niebollywoodzkiego, które jednak póki co mniej nielogiczności i naiwności ma; ale już pewnie niedługo) w związku z czym udaje mu się ostatnio trafić w hit za hitem. I choć jako aktor prezentuje z grubsza dwie miny (marszczenie brwi i uśmiech) to trzeba przyznać, że ma chłop charyzmę i kamera go lubi, a nic więcej nie potrzeba, żeby było dobrze. No i jest dobrze. Jego Kabir Khan jest sympatycznym facetem, którego łatwo polubić mimo, że momentami katuje te biedne dziewczątka morderczym treningiem.

Bardzo fajny sportowy film jednym słowem. Tematu hokeja na trawie kino jeszcze chyba nie podejmowało i samo to jest dużym atutem CDI. Szczególnie, że zawsze uważałem trawiastą odmianę hokeja za jeden z najbardziej kolorowych sportów. Ta zieleniutka sztuczna trawa i kolorowe stroje zawodniczek bardzo ładnie wyglądają na ekranie. O wiele ładniej niż np. piłkarze, którzy także czasem w kolorowych koszulkach na sztucznej trawie grywają a jednak nie jest wtedy tak kolorowo. Obiło mi się o uszy narzekanie, że ciężko pojąć zasady hokeja na trawie i to przeszkadza w oglądaniu, ale to chyba tylko wyjątkowa chęć czepiania się zmusiła do takich opinii, bo czegóż tu można nie pojąć w sporcie polegającym na tym, że wygrywa ten, kto więcej razy strzeli piłeczkę do bramki? Choć fakt, polskie napisy mogły mylić w niektórych momentach – strzelam w ciemno, robiła je kobieta, prawda? Niektórych filmów nie powinny tłumaczyć kobiety (sori) nawet jeśli są z Szakrukiem. Filmy, nie kobiety. Chciałybyście!

4+(6) bo zabrakło tej iskry bożej, która sprawia, że film mimo swojej schematyczności angażuje widza bez reszty. CDI po prostu fajnie się ogląda, ale nic więcej.
(525)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004