„Evan Wszechmogący” [„Evan Almighty”]

Jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach (nawiasem mówiąc jedyny śmieszny moment w całym filmie, szkoda, że zapewne mało kto załapie w czym rzecz). Jeśli chce się rozbawić kogokolwiek nie wiem, co należy zrobić, ale wiem, czego robić nie należy. Nie należy pokazywać mu tego filmu.

I to właściwie mógłby być koniec recenzji, ale jeszcze ze dwa zdania klepnę.

Bohaterem filmu jest były dziennikarz (Steve Carell), który załapał się na posadę w Kongresie. Pewnego wieczora prosi Boga o to, żeby umiał zmienić świat, a już następnego dnia dowiaduje się, że na rozkaz Boga ma wybudować Arkę. I na Arce zebrać zwierząt po parce, jak to śpiewał kiedyś Kabaret OT.TO.

Kontynuacja zabawnej komedii z Jimem Carreyem („Bruce Wszechmogący” [„Bruce Almighty”]), w której solo popisy komediowe serwuje nam Jim Carrey drugiej kategorii (albo nawet i trzeciej) Steve Carell. Popisy owe są jeszcze niższej kategorii niż ich wykonawca, w wyniku czego przez cały film nie ma momentu, w którym można by się było pośmiać (z wyjątkiem wspomnianej w pierwszym akapicie sceny). No chyba, że kogoś śmieszy golenie jednorazówką dziurek w nosie czy, nie mam pojęcia dlaczego w Hollywood uważają to za zabawne, łapanie psim pyskiem za krocze.

Trailera nie wklejam, bo szkoda tych dwóch i pół minuty na jego oglądanie. 2(6) za powódź.
(511)

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl