Jai Dixit i Ali Akbar Fateh Khan ruszają w pościg za słynnym złodziejem obieżyświatem (Hrithik Roshan), który stawia sobie za cel… wyrysowanie literki „A” na mapie świata. Ot, takie hobby związane z jego artystycznym pseudonimem Mr. A. Dwójka dzielnych policjantów odkrywa, że kolejnej kradzieży ma dokonać w Rio de Janeiro. Pakują się więc w samolot i lecą do Brazylii.
Obiecuję, że nie będzie to długa recenzja, bo i za dużo nie ma co pisać. O części pierwszej rozpisałem się znacznie w innej recce i właściwie podobnie mógłbym pisać o sequelu, więc po co się powtarzać. Szkoda tylko, że dwójka jest znacznie gorszym filmem niż część pierwsza. No, ale ostatecznie to nie jej wina, że poprzeczka była zawieszona wysoko.
„Dhoom 2” to film skazany na sukces. Nie dość, że jest kontynuacją kinowego hitu, to jeszcze do obsady dołączyły prawdziwe bollywoodzkie megagwiazdy w postaci wspomnianego wyżej Hrithika i robiącej międzynarodową karierę byłej Miss Świata, Aishwaryi Rai, która mogłaby sobie zmienić nazwisko, bo za każdym razem jak tylko chcę o niej napisać, to muszę sprawdzać jak dokładnie się pisze jej imię.
Niestety tak się czasem układa, że dobre chęci nie wystarczą, co zresztą kino odkryło już dawno, bo jak się tak zastanowić, to niby dlaczego nigdy nie nakręcili filmu, w którym wystąpiliby razem Sylvester Stallone i Arnold Schwarzenegger? Dwie megagwiazdy w jednym filmie to za dużo – lepiej nakręcić po jednym filmie z każdą. No dobra, teorię tę wymyśliłem teraz na poczekaniu, ale coś w tym jest. A że obok Hrithika i Aish w filmie pozostały gwiazdy z części pierwszej, to z tego kłopotu bogactwa wyszedł lekki chaos. Uday Chopra znów grał półdebila (aczkolwiek sympatycznego: „Kupę i sprawy sercowe powinno się załatwiać rano”), Abhishek dla odmiany przez cały film był śmiertelnie poważny, no a nowe nabytki postanowiły najwyraźniej błysnąć talentem aktorskim i przez większość czasu wikłały się w iście dramatyczne sceny pełne dramatycznych dialogów. No i w efekcie filmowi zabrakło lekkości oryginału. I wcale nie mówię, że wspomniany kwartet to źli aktorzy są, choć nie da się ukryć, że Hrithikowi lepiej idzie chodzenie w zwolnionym tempie w rozpiętej koszuli niż wybuch gniewu pomieszanego z pasją. Ja tylko mówię, że jakoś tak zabrakło zabawy w tym wszystkim.
A tak zupełnie nawiasem mówiąc, to Hrithik jednak przerażający ma ten kciuk. Brr.
Kurde, miało być krótko… To może się streszczę już tak naprawdę. Piosenki ciut gorsze (choć tak teraz słucham na YT i bardziej mi się podobają niż w filmie, dziwne), akcji jakby trochę mniej, choć to pewnie przez to, że film dłuższy, no i mniej dobrego humoru co by można się szczerze pośmiać. Ogólnie to wciąż jeden wielki kolorowy fajerwerk z pościgami motocyklowymi i Hrithikiem na widok którego (jak mniemam) bollyfanki moczą stringi,
ale czegoś filmowi zabrakło. 3+(6). Film ogólnie fajny, ale nie tak fajny jak część pierwsza.
A tak w ogóle to źle się to ogląda, bo jak człowiek lubi tańczącego Hrithika i podoba mu się Aish w skąpych wdziankach to cholera nie wiadomo na co się patrzeć. A tu jeszcze trzeba napisy czytać, bo hinduskiego ni w ząb i kątem oka patrzeć na Bipashę Basu. Za dużo tego dobrego – od nadmiaru kawioru też się można porz…