×

„Holiday” [„The Holiday”]

Sławna producentka trailerów filmowych Amanda (Cameron Diaz) właśnie rozstaje się ze swoim chłopakiem i dochodzi do wniosku, że potrzebuje kilku dni odpoczynku od życia. Timing wydaje się być znakomity, bo właśnie zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Na jednym z portali internetowych odnajduje dom, w którym chciałaby spędzić w samotności kilka dni. Właścicielką tego domu jest nieszczęśliwie zakochana Iris (Kate Winslet). Dziewczyny decydują się na zamianę mieszkań. Nie przeszkadza im nawet to, że Amanda mieszka w Los Angeles, a Iris w zapyziałej dziurze czterdzieści minut drogi od Londynu.

Wow, polscy dystrybutorzy potrafią mnie zaskoczyć nie tylko wtedy, gdy nadają zagranicznym filmom dziwne polskie tytuły. Jak widać w tym przypadku zaskoczyli mnie również zostawiając oryginalny tytuł we względnym spokoju. Swoją drogą przerąbane mają. Czy tak, czy siak to zawsze znajdzie się ktoś, kto się przyczepi.

Umiejętność kręcenia świątecznych filmów ginie w narodzie. Sądząc po „Holiday” jego autorom wydaje się, że wystarczy wypuścić film w świątecznym okresie i dodać do niego kilka standardowo świątecznych utworów i już mamy bożonarodzeniowy hit. Tymczasem to nie do końca wystarczy, Mnie na przykład bardzo brakowało w „Holiday” świątecznego klimatu. Gdzieś tam w tle pojawiała się choinka i prezenty pod nią, ale to wciąż za mało. Weźmy dla porównania np. takie „Love Actually”. Nie trzeba chyba nic więcej pisać. No, ale jakby nie patrzeć, brak świątecznego klimatu bym wybaczył gdyby cały film był porywający, albo choć bardzo dobry. Niestety nic takiego nie miało miejsca. A może inaczej: było dokładnie pół na pół.

„Holiday” to lekka komedyjka obyczajowa (mam poważne opory przed nazwaniem tego filmu komedią romantyczną) w typowym dla Nancy Myers (pani reżyser) stylu, który znamy z jej poprzednich filmów takich jak „Something’s Gotta Give” i „What Women Want”. To taki styl z pogranicza filmu poważniejszego i całkowicie lekkiej, łatwej i przyjemnej rozrywki. Za poważny na bycie komedią romantyczną, za lekki na bycie filmem obyczajowym. Zapewne znajdą się tacy, którzy takie półśrodki lubią, ale ja jestem do nich dość sceptycznie nastawiony (do półśrodków, a nie do tych, co je lubią). I nie chodzi nawet o to, że mi się coś takiego nie podoba, ale o to, że ciężej takiemu kinu zapracować sobie u mnie na status ulubionego filmu.

W przypadku „Holiday” jest zresztą tak pół na pół. Film opowiada o dwóch kobietach, których przygody oglądamy na zmianę. Jest miedzy nimi dużo powiązań, ale tak właściwie wychodzą z jednego filmu, filmy dwa – jeden bardzo fajny (ten z Kate Winslet) i drugi przegadany i nudny (ten z Cameron Diaz). Pierwszy szczerze mi się podobał (pewnie też dlatego, że uwielbiam Kate Winslet), natomiast drugi szczerze mnie zanudził. Pierwszy, głównie dzięki postaci emerytowanego scenarzysty, w którego roli pojawił się Eli Wallach, czyli pamiętny Calvera z „Siedmiu wspaniałych”, miał w sobie czar i wdzięk starych filmów, natomiast drugi nie miał w sobie zupełnie nic poza jałowymi dyskusjami o niczym i głupimi minami Cameron. Większość seansu była dla mnie czekaniem na pojawienie się Kate i jak najszybsze zniknięcie Cameron. [W filmie występują też Jude Law i Jack Black, ale jak dla mnie byli oni całkowitym tłem dla naszych miłych pań, więc ich udział pomińmy milczeniem, szczególnie, że i tak już się sporo nastukałem.]

No i tak uśredniając ocenę wyszło mi 4(6), ale jakoś tak im bliżej końca tym przyjemniej mi się oglądało, więc podniosę na 4+(6).

A w ramach ciekawostki, spójrzcie na to:

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004