Są takie filmy z których wybrać jedną słynną scenę jest nie sposób. W zasadzie można by pokazać cały film i powiedzieć: „patrzcie, to jest taka jedna duża słynna scena filmowa. W przypadku dzisiejszego filmu tak właśnie moim skromnym zdaniem jest.
Jedna z najbardziej zapadających w pamięć postaci literackich stworzona została przez Thomasa Harrisa a po raz pierwszy pojawiła się w jego książce pt. „Czerwony smok”. Postacią tą był oczywiście słynny doktor-kanibal Hannibal Lecter. Nic dziwnego, że kino szybko upomniało się o tego wykształconego miłośnika ludzkich wnętrzności. Pierwszy książkę Harrisa na ekran kinowy przeniósł Michael Mann, którego „Manhunter” (tytuł książki został zmieniony z powodu obaw, że będzie się on mylił widzom z wyświetlanym w tym samym czasie „Rokiem smoka” Michaela Cimino) wzbudził skrajne reakcje. Dla jednych film Manna był rewelacyjny, drudzy kręcili nosem na tę ekranizację. Koniec końców film ‚przepadł’ i nigdy nie zyskał miana, na które według sporej liczby kinomanów zasłużył. W roli Lectera w filmie Manna pojawił się Brian Cox, który również sławy tą rolą nie zyskał a już zupełnie został przyćmiony przez Anthony’ego Hopkinsa. No, ale to trzeba było poczekać parę lat zanim Jonathan Demme wziął się za ekranizację drugiej części przygód Hannibala Lectera. Opłaciło się czekać, bo powstał film ponadczasowy, który nagrodzony został pięcioma najważniejszymi statuetkami Oscara – za film, reżyserię, scenariusz, oraz dla odtwórców ról głównych – Anthony’ego Hopkinsa i Jodie Foster, dla której był to już drugi Oscar w karierze.
Mit Hannibala Lectera przetrwał w kinie do dzisiaj, a już w najbliższej przyszłości czeka nas kolejna część jego przygód – tym razem poznamy burzliwą młodość Lectera. Scenariusz do filmu napisał sam Thomas Harris, a w roli tytułowej zobaczymy Gaspara Ulliela. Niestety zabrakło w obsadzie miejsca dla Frankie Faisona, który jak do tej pory jako jedyny pojawił się we wszystkich filmach o Hannibalu Lecterze.
Jak już pisałem na początku wybrać z tego filmu jedną scenę nie jest łatwo, ale na coś musiało paść. Do wyboru właściwie były dwie, a jedna z nich odpadła z tego prostego powodu, że obecnie jej parodię możemy sobie obejrzeć w „Clerks 2” więc jakby ktoś miał ochotę sobie popatrzeć na Jaya wcielającego się w rolę psychopatycznego mordercy Buffalo Billa i pląsającego w rytm „Goodbye Horses” Lazarusa, to nic trudnego (o ile w końcu dotrze do naszych kin). Dlatego wybór padł na preludium do ucieczki z aresztu rozegrane z towarzyszeniem ulubionego utworu Hannibala Lectera – „Wariacji Goldbergowskich” Jana Sebastiana Bacha.
Panie i Panowie, „The Silence of the Lambs”: