Budzę ci się ja dzisiaj rano, przecieram zapłakane po meczu oczy, przeciągam się, nasłuchuję, a tu zza okna słyszę piosenkę Kate Ryan. OK, pomyślałem, pewnie ktoś zaparkował pod pocztą, otworzył drzwi samochodu i włączył sobie radio. Zdanie zmieniłem, gdy piosenka Kate Ryan została zagrana czwarty raz z rzędu, a w przerwach między jednym a drugim zaśpiewaniem usłyszałem niewyraźny głos z megafonu. Zwlokłem się z betów, idę do okna, patrzę, a tu jakieś dwieście metrów od mojego domu najprawdziwszy smok! Zielony i z otwartą japą pełną zębów i świecącymi się w ciemnościach oczami! Straszne.
Zaraz potem przypomniałem sobie, że jakiś nowy Biedronka look-a-like sklep otwierają.
Kurde, łeb mi już pęka. Cały dzień Kate Ryan i monotonny głos konferansjera powtarzający co trochę: „Gratuluję, wygrała pani talon na margarynę”. Co gorsza pewnie do nocy nie przestaną, a ja mam ochotę tam wyjść i udusić tego smoka. Co ma wspólnego smok ze sklepem, który nie ma smoka w nazwie i nawet nie jest chiński? Rozumiem gdyby otwierali Żabkę i pod drzwiami skakała żabka, ale smok? Tyle, że to chyba działa, bo ludzie jak głupie od rana tu przyjeżdżają żeby tylko kupić cukier o dziesięć groszy taniej za kilogram.
Dziwni. Tak jakby nigdy smoka nie widzieli.
Podziel się tym artykułem: