To tak w temacie nocnego meczu deblistów. Niestety nie w nawiązaniu do 225 km/h serwisu Fyrstenberga, a tylko do stylu w jakim Hindus i Czech wybili naszym tenis ziemny z głowy. Gładko i bez bólu. Nasi serwowali w siatkę i tylko cud uratował ich od zebrania w głowę piłką (jeden serwuje, drugi klęczy przy siatce „na” trajektorii lotu piłki). A co Hindus podbiegł do siatki, to zdobywał punkt.
No, ale nie żałuję, że czekałem i pooglądałem. Emocji nie było żadnych, ale klimat był fajny – lubię takie. Cieplutko pod pierzynką, środek nocy, cisza, transmisja sportowa na żywo z drugiego końca świata. Nagle zachciało mi się kolejnego Mundialu w Meksyku, albo Olimpiady w Calgary. To były czasy, człowiek musiał się gimnastykować żeby Cruella się nie obudziła i nie kazała iść spać gówniarzowi!
Limit magisterski na dzień dzisiejszy wyczerpany, można poświęcić się zbijaniu bąków.
A potem będę żałował, że mało czasu, a jak był, to bąki zbijałem.
Podziel się tym artykułem: