×

„MELINDA I MELINDA” [„MELINDA AND MELINDA”]

W cichej nowojorskiej kawiarence siedzi sobie czwórka ludzi i jak to u Allena dyskutują o Strawińskim i innych sprawach, o których wypada rozmawiać intelektualistom. Wśród tej czwórki znajduje się jeden autor komedii i jeden twórca poważnych dramatów o życiu. W pewnym momecie pada pomysł rozwinięcia sytuacji, w której podczas uroczystej kolacji, do drzwi mieszkania w którym się owa kolacja odbywa, puka kobieta. Dla twórcy dramatów jest to punkt wyjścia dla dramatycznej opowieści, natomiast komediopisarz dostrzega w tej sytuacji komiczne aspekty. I w ten właśnie sposób „rodzi” się główna bohaterka Melinda (Radha Mitchell), której to losy przez następne półtorej godziny poznawać będziemy.

Tak się zastanawiam czy może do Allena dociera nieuchronność losu ludzkiego, że tak płodzi film za filmem żeby zdążyć powiedzieć wszystko, co ma do powiedzenia, czy też może po prostu aż tak bardzo to lubi. Fakt jednak pozostaje faktem, że gdy inni reżyserzy kręcą jeden film na parę lat, tak Woody Allen jak się rozpędzi, to i ze dwa rocznie wyreżyseruje, a na dodatek sam napisze do nich scenariusze. Mniejsza z tym – Jego sprawa. Dla fanów twórczości Allena pewnie to duża frajda, choć chyba także i im przemyka przez głowę myśl czy lepiej zrobić jeden film wybitny, czy cztery średnie. Moim zdaniem w przypadku „Melindy i Melindy”, lepiej było „dorzucić” energii potrzebnej do jego powstania, do jakiegoś innego projektu.

Głównym problemem tego filmu jest chyba to, że tak naprawdę część dramatyczna wcale nie jest dramatyczna, a komediowa nie jest za bardzo komediowa. Nie trzeba dużo czekać żeby już nie pamiętać, która z nich miała być poważna, a która mniej. Zagorzali obrońcy pewnie powiedzą, że o to chodzi, bo w życiu tak właśnie jest, że jedno splata się z drugim, ale ja zagorzałym obrońcą nie jestem i nie mam zamiaru bronić M&M w ten sposób. Miałem dostać komedię i dramat i to właśnie chciałem dostać. Wszak taki był właśnie punkt wyjścia całego filmu, a nie kolejne nawijanie w kółko o Czechowie i słuchanie Bartoka z wypiekami na twarzy.

Oczywiście nie jest to zły film, po prostu jest taki sobie. Od razu widać kto się pod nim podpisał więc kto to lubi, to na pewno znajdzie coś dla siebie. Ja do Allena mam stosunek obojętny więc sobie mogę pokręcić nosem i powiedzieć, że nie wszystko mi się podobało. Tak samo jak i mogę powiedzieć, że było w tym filmie parę fajnych rzeczy i dialogów, które tylko Allen mógł napisać. 4-(6) za to głównie, że im dalej, tym się rozkręca i wyraźnie słychać, że Allenowi też łatwiej idzie pisanie. Mimo wszystko jednak lepiej „Przypadkową dziewczynę” obejrzeć.

I tylko żal tyłek ściska jak się pomyśli jak marnymi muszą być nasi aktorzy. Taka Figura pół roku przeżywała, że zagrała u Boba i dupę w fontannie pokazała, a tu u Allena nie dość, że dostaje główną role dość anonimowa (no ostatnio ma swoje 15 minut) Radha Mitchell, a towarzyszą jej Will „Anchorman” Ferrel i Steve „40-letni prawiczek” Carrell, których pewnie mało kto uważa za dobrych aktorów. Swoją drogą to oni są nierozłączni?

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004