×

„KOMORNIK”

No i znowu nie będzie Oscara…

Lucjan Bohme (Andrzej Chyra) jest jednym z najbardziej aktywnych komorników w swoim mieście. Nie ma dla niego rzeczy, których nie potrafiłby załatwić, oraz długów, których nie potrafiłby wyegzekwować. W związku z tym, ciężko byłoby choć na palcach jednej ręki policzyć jego przyjaciół. Bohme się tym jednak nie przejmuje i dalej robi swoje, budząc postrach pośród okolicznych dłużników i wspinając się po szczeblach kariery zawodowej. Wkrótce jednak jego dotychczasowy sposób postępowania zostanie poddany poważnej próbie.

Banalny filmik z banalnym scenariuszem i banalną „intrygą”. I znów, po raz kolejny, niezrozumiała decyzja ludzi o tym wyborze decydujących, pozbawiła nas szans na Oscara. Niby żaden to problem i strata niewielka, ale z drugiej strony nobilitacja dla zwycięskiej kinematografii ogromna. A takie poważanie zawsze by się przydało. No, ale nie w tym roku. W zeszłym zamiast „Nikifora” wybrali „Pręgi”, a teraz kolejny niewypał pojechał za ocean. Inna sprawa, że za dużego wyboru chyba nie było. Piszę „chyba”, bo nie jestem na bieżąco z osiągnięciami naszej kinematografii i być może coś mnie ominęło, ale z drugiej strony nawet gdybym nie widział, to z pewnością bym przeczytał o czymś bardziej na laury zasługującym. Tak czy siak cały ten zamęt z „Komornikiem” i nominowaniem go do wyścigu do Oscara mimo niespełnianych przez niego wymagań, był typową burzą w szklance wody. Wiadomo już czy film ma szansę na nominację do „konkursu głównego”? Lepiej by dla niego było żeby go odrzucili, przynajmniej można by mówić o wielkim pechu, zamiast o kolejnym zawodzie.

Trudno sobie wyobrazić prostszy temat, do zrobienia o nim filmu. Tytułowy komornik, a raczej jego zawód, jest zajęciem tak kontrowersyjnym i tak „łatwym” do pokazania w postaci pseudoprzejmującego filmu, że nawet nie trzeba się ze scenariuszem wysilać. Wystarczy wymyślić największe świństwa jakich mógłby nasz komornik dokonać i już mamy połowę filmu. Przerysowaną, przesadzoną i obliczoną na wyciśnięcie łez współczucia jak najmniejszym kosztem. No i biega nasz pan Bohme po mieście i to defibrylator w szpitalu zajmie, to staruszce zabierze niewiele wart zegar, to Matkę Boską z kapliczki zakosi. Ależ potwór z tego naszego komornika! I jakiż przejmujący to film o ludzkim nieszczęściu! A druga połowa filmu na opak. I znowu współczucie widza wyciśnięte najtańszym kosztem. A potem koniec filmu, zaraz po „zaskakującym” zwrocie akcji, którego chyba każdy się domyślił. Każdy z wyjątkiem głównego bohatera.

I znów, nie wiedzieć dlaczego, pojawia się na ekranie cały kwiat polskiego aktorstwa, tak jakby projekt, w którym wzięli udział, był czymś więcej niż zwykłym, banalnym filmikiem. Co epizod to znane nazwisko. Człowiek nawet się nie zdąży napatrzeć na jednego, czy drugiego, a ci już znikają i robią miejsce następnym. Ciekaw jestem czy naprawdę nie ma już u nas nic lepszego do grania, czy może reżyserowi (Feliks Falk) udało się ich przekonać, że to będzie wielki film. I tylko Andrzej Chyra, jak zawsze zresztą, daje radę. No, ale to mój ulubiony rodzimy aktor więc mogę być nieobiektywny. A na drugim biegunie znajduje się beznadziejna do granic beznadziejności, Małgorzata Kożuchowska. Moim skromnym zdaniem, Hanka Mostowiak, to postać, z której cienia wyjść się jej już nie uda. No, a między panem Andrzejem i panią Małgosią, jak już wspomniałem, znaleźć można cały kwiat polskiego aktorstwa w jednej po drugiej nijakich rolach. I nawet mój ulubiony szwarccharakter jest – Tracz z „Plebanii”. Szkoda, że tak krótko, bo też go lubię.

Jakby to powiedział pan Szekspir – wiele hałasu o nic. 3(6)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004