×

[„GREEN STREET HOOLIGANS”]

Matt Buckner (Elijah Wood) ma wyjątkowego pecha – na dwa miesiące przed ukończeniem studiów na Harvardzie, zostaje wydalony z uczelni za posiadanie narkotyków. Pech, pechem, ale głównym powodem tego wydalenia jest jednak raczej jego bierna postawa wobec machlojek swojego współlokatora, do którego należą feralne narkotyki. Jakby jednak nie było Matt musi spakować swoje rzeczy i wynieść się z akademika. Korzystając z okazji wsiada w samolot i frunie do Londynu na spotkanie ze swoją siostrą (Claire Forlani). Na miejscu poznaje Pete’a (Charlie Hunnam) brata męża siostry (ale zestaw 🙂 ) zagorzałego kibica West Ham United. No, a wraz z nim szybko poznaje uroki życia kibica piłkarskiego.

Nie miałem dobrych przeczuć odnośnie tego filmu. Kurduplowaty Frodo Baggins jako kibol brytyjskiego klubu piłkarskiego? Przecież to głupie. Z tego też powodu odkładałem seans, odkładałem, odkładałem, aż w końcu powiedziałem one kozie dead, odpaliłem, no i początek zdawał się potwierdzać moje przypuszczenia. Jakiś taki cipowaty bohater, dający się naciągnąć cipowatemu współlokatorowi i z podkulonym ogonem wsiadający do samolotu. Potem, myślałem, będzie jeszcze gorzej. A tu proszę!

Bardzo to fajny film! Nie siedzę w klimatach piłkarskich hoolsów, ale kupuję przedstawioną wersję wydarzeń i uważam, ze nie ma w niej żadnych wyjątkowych bzdetów. Scenarzysta znał nawet nazwy klubów angielskich, co w przypadku takich filmów jest bardziej plusem niż minusem. Zdaję sobie sprawę, że zaraz pewnie ktoś napisze, że co ja tam wiem, to zwykła hollywoodzka bajka, ale ja od razu mówię, że nawet jeśli, to ja poprosze więcej takich bajek. Lepsze to niż brytolski „Kiedy nadejdzie sobota”, w którym bohater wyciągnięty z entej ligi do Premiership ma za złe trenerowi, że sadza go na ławce rezerowych. A jak go już wpuścili to zasiał trzy bramki ManUtd bodajże. To jest dopiero głupie… Gdzieś wyczytałem, że „Green Street Hooligans” to popłuczyny po „Football Factory”. „Football Factory” nie widziałem, ale jesli prawdziwa jest powyższa opinia, to znaczy, że to film wybitny. Czy aby na pewno? Jakoś wątpię.

„Green Street Hooligans” pędzi do przodu bez przestojów i nie zatrzymuje się na dłużej niż dwie, trzy minuty. Nie sposób się nudzić, no chyba, że ktoś ma wyjątkową awersję do piłki nożnej. Bardzo fajnie nakręcone sa kibicowskie naparzanki – szczególnie pierwsza większa bitwa. Wszystko aż drży. Klasa rzecz. Scenariusz stwierdzono! Nie jest to arcydzieło MS Worda, ale solidna historia o młodych ludziach, którzy mają jakieś ideały. Każdy musi (znaczy może, przymusu nie ma) sobie sam wyciągnąć wnioski czy to ideały, czy zwykła głupota. Osobiście uważam, ze coś po środku. Zresztą dobrze to podsumował sam bohater pod koniec filmu. Tak czy owak nie jest to film o zwykłych karkach z bejsbolami. Podobało mi się. 5(6)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004