×

„MIŁOSNA ZAGRYWKA” [„FEVER PITCH”]

Lindsey Meeks (Drew Barymoore) zapracowana bizneswoman, nie ma zbyt wiele czasu na coś więcej poza pracą. Z tego też powodu wciąż nie ma nikogo na stałe przy swoim boku. Pewnego dnia w jej firmie zjawia się Ben (Jimmy Fallon), nauczyciel którego, wraz z kilkoma jego uczniami, Lindsey ma oprowadzić po firmie i pokazać tajniki jej pracy. Sympatyczna dziewczyna wpada w oko nauczyciela, ale ten szybko uruchamia w głowie kalkulator i dochodzi do wniosku, że za wysokie progi na jego skromne, nauczycielskie nogi. Mimo wszystko postanawia spróbować szczęścia i umawia się z Lindsey na randkę. Od tego momentu sprawy idą więcej niż bardzo dobrze – wręcz idealnie. Oczywiście nie byłoby filmu, gdyby w beczce miodu nie było łyżki dziegciu. I rzeczywiście, jest coś o czym Ben nie od razu mówi swojej nowej dziewczynie, a mianowicie to, że jest wielkim fanem bejsbolowej drużyny Red Soxów.

„Fever Pitch” to kolejna po „High Fidelity” i „About a Boy” (no i po… „Fever Pitch”, bo już jedna ekranizacja była) sfilmowana powieść Nicka Hornby’ego. Zmieniono tylko obiekt wzdychań głównego bohatera z piłki nożnej na baseball. Znaczy tak mi się wydaje, że „tylko”, bo oczywiście książki nie czytałem.

Do oglądania przystąpiłem z marszu, nie wiedząc o filmie nic, a nic, poza tym, że miała to być kolejna komedia romantyczna. No i rzeczywiście taka była, choć zdecydowanie z przewagą komedii (nie zawsze najwyższych lotów, ale bez zbyt wielkiej przesady w stronę bruku) nad romantyzmem. Prawdziwe zdziwienie przyszło jednak dopiero podczas… napisów końcowych. Reżyseria: bracia Farrelly. No w życiu bym się nie domyślił, że to film w ich reżyserii – zupełnie jest inny od wszystkiego, co do tej pory widziałem, a pod czym byli podpisani. Czy to zmiana na lepsze? Sam nie wiem. Na pewno na normalniejsze. Scenariusz: Lowell Ganz, Babaloo Mendel. No tu zaskoczenie trochę mniejsze, ale też bym się nie spodziewał, że to ich robota, szczególnie po epizodzie z wymiotami i z psem głównej bohaterki. Tak czy owak, napisy końcowe były dla mnie dużym zaskoczeniem.

A sam film? Zły nie jest, bardzo dobry też nie – ot średni taki. Ma swoje momenty „chwały”, ale ma i spadki. Ogólnie nie jest rozczarowywujący i stratą czasu też nie jest, ale zabrakło mi w nim czegoś, co by mi pozwoliło do niego wracać z przyjemnością taką, z jaką wracam za każdym razem do niektórych innych komedii romantycznych. Trochę się jednak pośmiałem z dialogów, nei ziewnąłem ani razu więc nie było tak źle. A byłoby jeszcze lepiej gdyby Bena zagrał jakiś lepszy aktor (Jimmy Fallon, skąd go wytrzasnęli? Saturday Nihgt Live, tak? był bardzo mocno nijaki i wyróżniał się jedynie podobieństwem do Mike Myersa), no i gdyby miłość głównego bohatera do baseballu nie była aż tak bardzo przerysowana. Fanatyzm, fanatyzmem, ale tutaj zdecydowanie przesadzono z poświęceniem dla swojej ukochanej drużyny. Gdyby było to pokazane w bardziej stonowany sposób, uważam, ze było by lepiej.

4(6)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004