Joachim (Barnaby Metschurat) jest obiecującym piłkarzem drużyny MSV Duisburg. Jego prawdziwą pasją jest jednak medycyna i to z nią wiąże swoją przyszłość. Pełen ideałów, których „motorem napędowym” jest chęć przywrócenia pełnej sprawności sparaliżowanemu bratu, wyjeżdża z robotniczego Duisburga do Berlina, by odbyć staż w jednym z berlińskich szpitali. Na miejscu okazuje się, że to co pokazują w „Ostrym dyżurze” to nie science fiction i nasz główny bohater również zapiiiii jak pershing na wysokości lamperii podczas dwudziuestoczterogodzinnych zmian. I nie byłoby w tym filmie nic ciekawego, gdyby tak miało być do końca. Na szczęście jednak jego pełne zaangażowanie i łatwość omijania sztywnych szpitalnych reguł, zwracają uwagę jednego z profesorów, który przewodzi pewnej tajemniczej grupie młodych adeptów sztuki lekarskiej.
Jak wskazuje cyferka w tytule filmu, Anatomia 2″ jest kontynuacją niemieckiego przeboju kinowego z Franką Potente w roli głównej. Jak widać z opisu, nie ma dla Franki miejsca w sequelu, ale jednak pozory mylą, bo biegająca Lola pojawia się i tutaj. Zbyt wielkiej roli nie ma, ale mimo wszystko to dobrze, że i tutaj się pojawiła, przynajmniej filmy mają zachowaną jakąś tam ciągłość. Szkoda tylko, że nie udało się utrzymać poziomu jedynki. Jedynki, która jakaś tam specjalnie rewolucyjna nie była, a mimo to podobała mi się bardziej niż przeciętnie. Dużo też (a szczególnie bardzo dobry początek) wskazywało na to, że dwójka ma podobne szanse na moją sympatię, niestety potem było coraz gorzej.
Jedno w obydwu częściach się nie zmieniło – klimat opowieści jest taki sam. Gdyby oglądać bez napisów jeden po drugim filmie, nie zauważyłoby się żadnej różnicy. Z mojego punktu widzenia to dobrze, bo pierwsza część jak już pisałem mi się podobała (recka w archiwum prfu się powinna znaleźć), gorzej, gdy komuś „Anatomia” nie przypadła do gustu – w takim wypadku drugą część może sobie spokojnie darować. Nie zmieniło się też przesłanie filmu, które jednak nie sądzę aby było głównym celem reżysera. Ot samo wyszło, że podczas seansu naturalnym jest zastanowienie się nad tym i owym w temacie lekarskich eksperymentów mających swoje korzenie wśród nazistowskich „lekarzy”, no i refleksja na temat tego, co też możliwe, że wyrabia się poza naszym wzrokiem w szpitalach, a może i nawet w przychodni rodzinnej w Gródku. Jednak jak mówię, to wszystko wyszło samo z siebie, bo głównie miał to być chyba jednak thriller z serii „screamopodobnych”.
No i tu tkwi największy ból tego filmu, bo thriller z niego jest niczym z kozi dupy trąbka, jak się to u nas mówi. Przez pierwsze pół godziny jest jeszcze jakaś nadzieja, że będzie dobrze, ale im dalej, tym bardziej „Anatomia 2” przypomina farsę, czy też kiepską komedię, osiągając przy tym wyżyny nieproawdopodobieństwa. I żeby choć polać to wszystko ketchupem, to może byłoby co oglądać, ale paradoksalnie po krwawym początku, potem jest już całkiem nijako w tym względzie, a w porównaniu z jedynką, to jest prawdziwe zero. Tak więc generalnie nie ma potrzeby, aby psuć sobie dobre wrażenie po jedynce. 3(6)
Podziel się tym artykułem: