Obiecałem przemyślenia na temat ogórków i słowa dotrzymam. Nie będą to zbyt głębokie przemyślenia, ani zbyt rozwlekłe, ale będą.
A zaczęło się tak, że Cruella przywiozła do domu wór ogórków i zaczęła je kisić.
– Łuuukaaasz!! – Zaowała mnie subtelnie.
– Taaaak??!! – Odkrzyknąłem żeby dzieląca nas klatka schodowa nie była problemem. Zwykle tak właśnie rozmawiamy.
– Skocz do ogródka i przynieś z pięćdziesiąt liści z wiśni!!
– Dooobraaa! – I skoczyłem.
Wróciłem, podałem liście, a Cruella zaczęła je wkładać po jednym do słoików. Zawsze tak robi, ale ja nigdy nie pytałem. Tym razem było inaczej.
– Po co wkładasz te liście do ogórków kiszonych?
– Żeby były twardsze.
– He? I są?
– A nie wiem. Tak się robi i już.
Zaakceptowałem tę odpowiedź, wróciłem do siebie i cały czas się teraz zastanawiam czy jakby włożyć z pięć liści do jednego słoika, to czy dało by się potem taki ogórek ugryźć…
Podziel się tym artykułem: