No i nico.
Spać mi się chce, oczy mnie bolą, upał jak w tropikach, pisać mi się nie chce, coś mi się chce robić, ale nie wiem co… eee, do dupy to wszystko.
Imprezowanie jest fajne w czasie imprezowania, ale rano jak już jest po imprezie to człowiek zadaje sobie tylko jedno pytanie: i na co mi to było? Ani się rzeczony człowiek nie wyśpi, ani nie opije porządnie, bo samochodem przyjechał (z własnej nieprzymuszonej woli, czego zresztą nie żałuje wspominając dziesięciokilometrowy spacer jakiś czas temu), a i tak niesmak siakowyś pozostaje, bo ktoś wymyślił żeby robić drinki z żurawinowej Finlandii (tej takiej do kitu nieczerwonej) i coca coli (no, ale przynajmniej wiem jak powstała cherry cola – było kiedyś takie coś, ale chyba się zbyło, bo dawno nie widziałem). No właśnie, trza by sobie jakąś colę kupić na poprawę samopoczucia. I tylko co zrobić żeby nie być takim sennym? Usnąć nie usnę, bo za gorąco. „Hitcha” sobie chciałem obejrzeć, ale za gorąco na oglądanie, a okien otworzyć się nie da, bo dopiero gorącego powietrza naleci bueee. To może choć „Hitch…hiker Guide to the Galaxy” skończę oglądać – to co prawda nie spowoduje, że będzie chłodniej, ale jako, że w całkowitym oryginale, to się człowiek skupi na zrozumieniu co do człowieka mówią, a nie będzie myślał, że gorąco.
Eeee, do dupy dzień. Nie podoba mi się. Żebym to się chociaż wczoraj nabombił, to bym wiedział czemu się tak kijowo czuję, a tak? Fakt, poszedłem spać po szóstej rano, a obudziłem się w południe, ale to nie powód żeby umierać.
NIECH KTOŚ ZGASI SŁOŃCE!!!!