×

DZIENNIK BRYDZI NOWAK (43)

[autor: Addy]

4 września, wtorek
0 papierosów, 0 jednostek alkoholu, 3 elektrowstrząsy

Nie jest źle. Karmią mnie jakąś papką o smaku zgniłych jabłek, co przywołuje wspomnienia mojej młodości. Dzisiaj nie robią już takich win jak kiedyś.

Mogliby mnie jednak rozwiązać, bo swędzi mnie nos i nie mam się jak podrapać. A pielęgniarka na moje prośby tylko śmieje się głupio. Złośliwa bestia. Mam nadzieję, że spotkam ją kiedyś nocą w ciemnym zaułku. Dzień minął bez większych sensacji – właściwie nie mam o czym pisać. Ot, kolejna tura elektrowstrząsów. Tym razem tylko dwa orgazmy. Widocznie zaczynam się przyzwyczajać. Od tego prądu znów zachciało mi się pić. Czuję, że dałabym radę cysternie wódki. To się chyba nazywa „dostać skrzydeł”.

[autor: Addy]

5 września, środa
0 papierosów, 0 jednostek alkoholu, 0 elektrowstrząsów (dlaczego?!)

Jest źle. Nie dostałam dzisiaj swojej codziennej dawki elektrowstrząsów, a co za tym idzie – orgazmów. To nie fair! Znam swoje prawa! Domagam się prądu! Poczułam się zawiedziona i oszukana, tak samo jak wtedy, gdy przyniosłam do domu schwytanego i zmaltretowanego bociana, a rodzice oświadczyli mi, że tak naprawdę dzieci znajduje się w kapuście. Jaki ten świat jest niesprawiedliwy! Na dodatek nikt nie chce mi nic wyjaśnić! Karmią mnie tylko tą papką i uśmiechają się głupawo! Co się dzieje? Chcę poznać prawdę!

No i poznałam. Po południu rozwiązali mnie i zaprowadzili do dyrektora kliniki. Posadzili w skórzanym fotelu, przed ciężkim, dębowym biurkiem. Dyrektor okazał się całkiem miłym, siwiejącym już starszym panem.
– Pani Nowak, tak? Witam, witam w moich skromnych progach – podszedł do szafki stojącej w kącie, wyciągnął dwie szklaneczki i butelkę Jacka Danielsa. – Napije się pani?
– JASNE! – wydarłam się, dokładając starań, by zabrzmiało to jakbym powiedziała to od niechcenia. Ale chyba mi się nie udało.
– Oj! – dyrektor stuknął się w czoło. – Znów zapomniałem, co to za klinika. Pani wybaczy, urzęduję tu od niedawna, jeszcze się nie
przyzwyczaiłem – nie zważając na moje błagalne spojrzenia schował jedną ze szklaneczek do szafki. Nalał sobie bursztynowego napoju i usiadł naprzeciwko mnie.
– Pani Nowak, wezwałem panią do siebie, aby… – zaczął mówić, ale moją uwagę zaprzątnął płyn w szklaneczce. Kołysał się leniwie pobłyskując złotym kolorem w blasku promieni słońca wpadających przez okno. Rozchyliłam nozdrza by poczuć choćby zapach upragnionego napoju. Delektowałam się nim, upajałam, wyobrażałam sobie, jak płynie przez mój przełyk… Aaaach…
– …czy pani mnie w ogóle słucha? – z medytacji wyrwał mnie głos dyrektora.
– Cały czas – zapewniłam go gorliwie.
– Sama zatem pani rozumie, że w tej sytuacji nie możemy kontynuować pani leczenia. Skoro do tej pory nie wpłynęła opłata za kolejny miesiąc… – zawiesił głos.
– Czyli jadę do domu? – nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam słowa dyrektora.
– Zgadza się. Wypiszemy panią jutro.
Hip hip, hura! Wolność! Z tej radości zjadłam dwie miski jabłkowej papki i samodzielnie poradziłam sobie z problemem braku elektrowstrząsów. W końcu miałam już wolne ręce.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004