×

DZIENNIK BRYDZI NOWAK (17)

[autor: Quentin]

7 lipca, sobota
?? kilogramów, 000 kalorii, 0 jednostek alkoholu, 10 papierosów, 6 przejazdów autobusami i 2 tramwajem

Jeden autobus, drugi autobus, tramwaj, trzeci autobus… wszystko po to żeby dotrzeć do przepisanego mi przez ciotuchnę domu. Nie lubię jeździć autobusami. Ścisk tam jak cholera, co chwila ktoś podaje człowiekowi swój bilet do skasowania, a na dodatek capi w takim autobusie niemiłosiernie. Stanął koło mnie taki jeden pijak. Śmierdziało od niego na kilometr, a mimo to co chwila błyskał do mnie swoim złotym zębem. Z tego wszystkiego wysiadłam i poczekałam na następny autobus. Nie wiem czy to była dobra decyzja, bo w kolejnym najpierw jakaś stara baba zwyzywała mnie, bo potrąciłam ją swoją torebką, a potem jakis kolejny babsztyl rzucił się na mnie z mordą, że jej nie ustąpiłam miejsca. Takie podróże to więcej wycisną z człowieka niż jogging czy jazda na rowerze. Muszę sobie koniecznie kupić autko. Ciekawe za co.

W efekcie komunikacyjnych przygód na miejsce dotarłam grubo po piętnastej. Spotkałam tam kilka osób z mojej rodziny (po kiego grzyba się tam pofatygowali?) i prawnika, który wprowadził mnie we wszystkie niuanse dziedziczenia domów. Niewiele z tego zapamiętałam. A sam dom? Jak dom: cztery ściany, dach, okna, drzwi no i ten kurek na dachu, który tak strasznie skrzypiał. A no i ten odłażący tynk. Czeka mnie dużo roboty żeby go przywrócić do używalności. Ciekawe skąd na to wziąć pieniądze?

Gdy tak zwiedzałam mój nowy nabytek podszedł do mnie jakiś daleki kuzyn Józef. Powiedział, że ma dla mnie propozycję nie do odrzucenia. Umówiliśmy się na poniedziałek.

Cały dzień nic nie jadłam.

[autor: Quentin]

8 lipca, niedziela
?? kilogramów, 2055 kalorii, 7 jednostek alkoholu, 4 papierosy, 2 nieokreślone napady melancholii.

Cholera. Coś muszę zrobić z tym swoim życiem. Niedziela, a ja siedzę w domu i popijam drinki nie wychodząc z łóżka. Nawet mi się telewizora nie chce włączyć. Dlaczego zawsze jak trzeba to pilot leży z dala ode mnie?

Zadzwoniłam do Patrycji – pomyślałam, że może byśmy się znowu spotkały. Pati nie było w domu. Odebrał Benek. Nie lubię palanta. Podpadł mi od czasu gdy przystawiał się do mnie na imieninach swojej żony. Rękę na moim kolanie jakoś przeżyłam, ale gdy próbował mi wepchnąć język do ucha nie wytrzymałam i walnęłam go w mordę. Plaskacza słychać było w całym domu. Nawet Pati przyleciała z kuchni żeby zobaczyć co się stało. Benek się tym wcale nie przejął i zaczął biegać za Samantą. A Pati wróciła do kuchni żeby dalej pastwić się nad kiełkami zbożowymi. Wtedy była jeszcze wegetarianką – nie za bardzo ludziska chcieli ją odwiedzać, bo męczyła wszystkich swoimi kulinarnymi eksperymentami. Kiełki zbożowe, soja, ryżowa wódka… Sake złe nie jest, ale czasami człowiek ma ochotę napić się czystej wódki. Ot w takich sytuacjach wychodzi z człowieka patriotyzm.

Chciałam też przedzwonić do Moniki, ale dałam spokój. Wyobraziłam sobie jak próbuje się do mnie przystawiać lesba jedna i zrezygnowałam z pomysłu. W wyniku czego cały dzień spędziłam samotnie z moim nieodłącznym kieliszkiem.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004