×

[„ALONE IN THE DARK”]

Wyst. Christian Slater, Tara Reid, Stephen Dorff, Will Sanderson, Frank C. Turner, Matthew Walker, Francois Yip
Reż. Uwe Boll
Scen. Blan Mastai, Michael Roesch, Peter Scheerer
Zdj. Mathias Neumann
Muz. Bernd Wendlandt, Wolfgang Herold
Ocena: 3(6)

Edward Carnby (Slater) zajmuje się poszukiwaniem artefaktów po tzw. Abkani, ludzie zamieszkującym Amerykę przed dziesięcioma tysiącami lat, a przy okazji jest również paranormalnym detektywem, który kiedyś pracował dla rządu, a teraz robi to na swoją rękę, zupełnie jak Michael J. Fox w „Przerażaczach”, ale ten drugi miał szczęście i do lepszego filmu trafił. Tak się składa, że właśnie jest w posiadaniu pewnego przedmiotu, który z miłą chęcią dołączyłby do swej kolekcji pewien profesor, który również od lat zajmuje się wierzeniami Abkani i ma poważną chrapkę na otwarcie drzwi prowadzących do innego wymiaru. Abkani wierzyli, że na planecie Ziemia istnieją dwa światy: świat światła i świat ciemności, i właśnie ten świat ciemności, niezbyt sympatyczny (w młodości zajmował się eksperymentami na dzieciach) profesor chciałby otworzyć i zajrzeć do niego. Nie trzeba dodawać, że w świecie tym żyją niezbyt miłe stwory, które bardzo, ale to bardzo lubią robić ludziom koło pióra. A, że od dziesięciu tysięcy lat nikt ich nie odwiedzał, to jeszcze większą chrapkę mają na rozszarpanie kogoś żywcem. Wydaje się, że dni Edwarda Carnby’ego są policzone i nie pomoże mu nawet sympatyczna asystentka szalonego profesora (Reid).

Ekranizacja kutowej gry komputerowej. Nie grałem w żadną z części AitD więc nie mam porównania (i wobec tego, co oczywiste, oceniam film jako film, a nie jako ekranizację), ale potrafię sobie po seansie wyobrazić, że faktycznie musiała być niezła i pewnie by mi przypadła do gustu. A film? Film jest taki sobie. Zabrakło w nim klimatu, który jak słyszałem i się domyślam, charakteryzował grę. Nie ma się tu czego bać, a ciemność, o której tyle tu gadają nie przeraża. Ani to co kryje w sobie. A kryje krwiożercze stwory, o których krwiożerczości musimy wierzyć na słowo, bo nie przesadzają w filmie ze sztuczną krwią i obrazami gwałtu i przemocy. I choć między ludźmi, a owymi stworami wywiązuje się prawdziwa wojna, to więcej jest błysku od wystrzałów, niż jej efektów. Oglądając takie filmy jak AitD, docenia się jeszcze bardziej produkcje w stylu „Penetration Angst”, w których nikt się nie przejmuje, że dostaną wysoką kategorię wiekową. Tymczasem w AitD wszystkiego jest po trochu, ale niczego w wystarczającej ilości żeby można było konkretnie powiedzieć, co miała na celu ta produkcja. Trzynastolatkom pewnie się spodoba i kto wie, może wkrótce pod nakrętkami Kubusia będzie można znaleźć artefakty Abkani (choć wątpliwe, bo filmowi kariery nie wróżę), ale nie tylko trzynastolatkowie oglądają filmy. Starsi widzowie nie znajdą tu niczego, czego by wcześniej nie widzieli, a ci z wrażliwszych widzów na pewno nie zwrócą kolacji po seansie. A krwawa jatka przynajmniej byłaby jakąś gratką dla miłośników makabry. No, ale widocznie więcej trzynastolatków chodzi do kina.

Christian Slater z karabinem jakoś tak mnie nie przekonuje, ale nie jest aż tak źle żeby całkiem nosem kręcić. Sporo się w filmie dzieje, choć to raczej chaos jest i próba jak najmniejszym kosztem skorzystania ze sławy komputerowego poprzednika. Trailer do filmu widziałem już z półtora roku temu, a cały film pokazał się dopiero teraz – znaczy się, że przeleżał na półce z jakiegoś powodu. Pewnie dlatego, że jest niemal identyczny jak „Resident Evil”.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004