×

OPOWIEŚCI BIBLIJNE: ABRA-CHAM

[Wersja ciut alternatywna :)]

ABRAM
Niechże się przedstawię skoro o mnie mowa.
Jestem Abram, hejka, tęga ze mnie głowa.
Wiem, że trzymać z Bogiem z tego są profity,
A mnie się powodzi – dowód to niezbity.
Ojcem moim Thare, kuzyna mam Lota.
Lot jest synem wujka. Wiem – niezła zamota.
Żonę mam Sarai – he he dziwne imię
Ona w moim domu finansami trzymie.
Kłopot tylko jeden z mą kochaną żoną,
Bo jestże niepłodna. Płakać tylko słono.

SARAI
Cóż, nic nie poradzę taką mnie Bóg stworzył
Widocznie swych starań we mnie nie dołożył.

BÓG
Zamilczże niewiasto, nie bluzgaj na pana
Czas twój jeszcze przyjdzie gdzieś z któregoś rana.

ABRAM
Mieszkamy w Haranie – całkiem niezła dziura
Mamy strumyk, lasek, a jestże i góra.

NARRATOR
Długo nie mieszkali w ziemi niegościnnej.
Na wezwanie Boga przeszli hen do innej.
Swoje to namioty w ziemiach Kanaanu
Rozbili wraz z Lotem dziękując tu panu,
Że im ziemię wskazał tak dobrą do życia.
Mieli pod dostatkiem tu wody do picia.
Przyszło jednak lato, gdy się głód przyplątał.
Zwiali do Egiptu.

ABRAM
                          Tam dla siebie kąta
Chcieliśmy odnaleźć, bo tam mieli żarcie,
A to jest potrzebne przy do życia starcie.
Sarai zaś kazałem, gdy ktoś się jej spyta,
By to moją siostrę zagrała kobita.

SARAI
Pomysł dobry nie był, bo faraonowi
Wpadłamże ja w oko, On tak do mnie powi:

FARAON
Zamieszkaj tu ze mną w mojej piramidzie
Będzie ci tu dobrze – teraz zima idzie,
A ja w swym domeczku mam centralne piece,
A w nie dokładają, gdy tylko zalecę
Dołożyć do pieca żeby ciepło było.
Nie ma bata żeby drewno się skończyło.

BÓG
Cóż, nie będę kłamał pomysł był to głupi.
Najpierw chciałem trochę Egipt sobie złupić,
Ale pomyślałem, że im wyślę plagi.

NARRATOR
Wkrótce czarne tutaj zawisły dwie flagi.
Faraon się wnerwił, że go Abram skłamał
Z Egiptu go wygnał.

ABRAM
                               Jam się nie załamał.
Wróciłem do siebie – Lot był ciągle z nami
W końcu się wkurwiłem. Gdyśmy byli sami
Mówię do kuzyna żeby wybrał sobie
Jedną część dla siebie. Ja se w drugiej zrobię
Pałacyk dla siebie i dla mojej żony.
Lot nie bardzo wydał się być obrażony.
Zabrał swoje graty: szpadle, grabie, łomy
I poleciał mieszkać hen w murach Sodomy.
Kiedy sam już byłem, Bóg mi się objawił.

NARRATOR
W postaci gołębia jak zwykle się zjawił.
Powiedział do niego:

BÓG
                                 Te ziemie co tutaj
Twoje są Abramie. Czyżbyś mnie nie słuchał?

ABRAM
Słucham Panie, słucham tylko mi do oka
Wpadło coś przypadkiem.

BÓG
                                         Pokorę swą okaż!
Na wieki ta ziemia wnuków twoich będzie,
A będziesz miał wnuków niźli kur na grzędzie.
Może niedokładne takie porównanie,
Lecz będzie ich dużo – ile będziesz w stanie
Zrobić w ciągu życia. To ja ci przyrzekam,
A teraz już spadam. Robota mnie czeka.

NARRATOR
Czarne czasy spadły na włości Sodomy
Przyjechał agresor, pookradał domy.
Najeźdcom szefował układ czterech króli,
Którzy to Sodomie nieźle życie struli.
Padło tez na Lota – wszystko mu ukradli
Tacy ech to byli królowie nieładni!

ABRAM
Gdy tylko usłyszę, że się krzywda dzieję
Mojemu Lotowi – zaraz zbroje wdzieję.
Tak było i teraz. Wsiadłem na rumaka.
Trzystu ludzi armia to nie byle jaka.
Rozgoniłem wrogów w świata cztery strony,
No a skarbczyk Lota został mu zwrócony.

NARRATOR
Kapłan Melchizedek na cześć to Abrama
Eucharystię spełnił – wcale nie był lama.
Bo w ten sposób przeszedł kapłan do historii
I pąmiętać będą jego wżdy potomni.
Wróćmy do Abrama. Dzieci wciąż nie płodził,
Coraz trudniej było Bogu mu dogodzić.
Abram się buntował, że go w wała zrobił
Wstyd jest tu przytaczać jak się k’mu wysłowił.
Bóg tylko podumał, jadł paluszki słone,
I mówi do niego biorąc go na stronę.

BÓG
Potomstwa twojego będzie niźli w niebie
Gwiazd co świecą w nocy. Przyrzekam ja ciebie!

ABRAM
Chyba „tobie” panie.

BÓG
                                 Milcz, gdy pan twój gada!

NARRATOR
Przerwać w takiej chwili odwaga nie lada!
Długo się nie złościł – Bóg, władca w niebiesiech
No i Abramowi wieści takie niesie:

BÓG
Oj nie będzie łatwy potomków twych żywot
Czasem będą patrzeć na mnie bardzo krzywo.
Będą to w niewoli poprzez długie lata.
Nieraz będa mieli mnie za swego kata.
Gdy się już uwolnią tułaczka ich czeka –
Oj ciężki to będzie los z ciebie człowieka.
Póki jednak teraz dzieci nie masz jeszcze
To i ja zakończę to co ci tu wieszczę.

NARRATOR
Tymczasem przy garach Sarai gdy coś jadła
Na pomysł szatański bez problemu wpadła.

SARAI
Dość już miałam żali mojego Abrama
O to że mu dzieci nie mogę dać sama
Przeto jedną służkę pchnęłam mu do łóżka –
Ona się zgodziła – klawa była służka.
Abram nie pogardził takim to prezentem
Powoli się spiesząc – wszak festina lente.
Efektem tych orgii syn był wreszcie mały
Ismael śmy z matką na imię mu dały.
Abram się ucieszył – miał już swoje lata.
Osiemdziesiąt cztery – niemłody to tata.

NARRATOR
Lat minęło kilka, czas leciał jak strzała,
Gdy kolejna rzecz to była i się stała.
Roku Abramowi brakowało k’setce,
Gdy znów był Bóg zstąpił – skupionym był wielce.

BÓG
Słuchaj mnie Abramie! Przyrzekam ci znowu,
Że potomstwo twoje, uwierz memu słowu,
Wielkie bardzo będzie. Syna ci urodzi
Twoja stara żona…

ABRAM
                               Myśmy już nie młodzi.

BÓG
Znowu mi przerywasz? Cóż to za natura!
W życiu nie widziałem tak wielkiego gbura.
Uważnie mnie słuchaj, bo to ważne rzeczy
Co chcę ci przekazać. A ty ciągle beczysz!

ABRAM
Przepraszam nie będę więcej ci przeszkadzał.

BÓG
Wreszcie mądrze prawisz i ja się z tym zgadzam.
Przeto zmienisz imię. Abra-chamem teraz
Zwać cię będą ludzie.

ABRA-CHAM
                                   A cóż za cholera!

NARRATOR
Się powstrzymać nie mógł mówiąc Bóg te słowa
I zaśmiał się głośno – zatrzęsła się głowa.

BÓG
Imię jak to imię – nic nie znaczy przecie.
Odtąd Abra-chamem będziesz znany w świecie.
Żona twa zaś Sarą teraz się to stanie.

SARA
Dzięki za to imię z niebiesiech mój panie!

BÓG
Syna Izaakiem nazwiecie – tak mówię
Pamiętajcie również, że szczerze was lubię.
Wy za to lubienie naznaczycie ciała
Żeby ziemia cała po tym was poznała,
Żeście naród Boga – przez niego wybrani
Od tej pory chłopy będą obrzezani!

NARRATOR
Wpadł przeto Abra-cham w obrzezania manię
Kogo miał pod ręką, gdy tylko był w stanie,
Ciachał po napletku – nie było litości!
Stracili go mędrcy oraz ludzie prości.
Siebie też obrzezał, Ismaela także
Wybrańcami Boga byli oni wszakże.

ABRA-CHAM
Idę zrobić kawę, a ty narratorze
Powiedz o Sodomie oraz o Gomorze.

NARRATOR
Źle się działo przeto w obydwu tych miastach.
Ludzie tam nie zyli wypiekając ciasta.
Boga nie kochali, bluźnili na niego –
Wiele narobili w tych dwóch miastach złego.
Bóg wziął się zezłościł i chciał zniszczyć mury
Miast tych dwóch od razu – ot tak z grubej rury.
Wstawił się Abra-cham i uprosił Boga,
Że gdy znajdzie ludzi – liczba to nie mnoga –
Prawych tam dziesięciu to miasta ocali.
Bóg się na to zgodził wszak nie był ze stali.
Wysłał dwóch aniołów, by szukać zaczęli
Ci zaś w domu Lota wzięli odpoczęli.
Szukanie to trudne tak ich wymęczyło,
Że po dwóch godzinach padali na ryło.
Zebrał się przed domem tłum zawziętych ludzi
Hałas ich wziął wszystkich u Lota pobudził.
Chcieli by im wydać dwójkę tych przybyszy
A każdy z nich w gniewie ciężko bardzo dyszy.
Lot się nie chciał zgodzić i mówi do tłumu
Żeby odnaleźli w głowach swych rozumu.

LOT
Mam córki dziewice – weźcie jeśli chcecie
Przybyszy nie oddam! Teraz wszystko wiecie.

NARRATOR
Byłyby tu cnotę dziewczyny straciły
Lecz Bóg z interwencją spłynął litościwy.
Oślepił tubylców czym córki ocalił.
Plan szukania prawych w posadach się zwalił.
Aniołowie całą Lota to rodzinę
Z miasta wygonili w sądu miast godzinę.
Przy okazji tyle im to przekazali
Żeby się po drodze tam nie odwracali.
Żona się odwróciła – głupota nie boli
Przeto Bóg zamienił, żonę tą w słup soli.
Zniszczył Bóg dwa miasta ogień wziął je strawił
Nikogo żywego tam nie pozostawił.
Lot z córkami dwiema zamieszkał w jaskini –
Była dosyć mała – jednym słowem mini.
Widząc córki obie, że Lot jest bez żony
Wpadły wnet na pomysł całkiem poroniony.
Spiły ojca mocno, potem go dosiadły.
Po skończonym akcie z wycieńczenia padły.
Po miesiącach kilku dzieci się zjawiły
Moab i Aamon.

ABRA-CHAM
                        Masz kawę mój miły.

NARRATOR
Skoroś już powrócił z kuchennego czynu
Może nam opowiesz o swym he he synu?

ABRA-CHAM
Gdy mi setka stukła dziecię się zrodziło
Stare łono Sary w mękach je powiło.
Gdym spojrzał na dziecko zemdlałem o mało,
Bo powie narrator co się okazało.

NARRATOR
Zamiast przeto syna jak był obiecany
Córka się zjawiła – spieprzyły się plany.

ABRA-CHAM
Daliśmy na imię córce naszej Iza.

SARA
Takie ma w dowodzie, o nim mówi wiza.

ABRA-CHAM
Zgłosiłem do Boga swoją reklamację.
Bóg po moich żalach przyznał mi i rację.
Lecz zrobić nic nie mógł – co było minęło.
Na kłótni mej z Bogiem wzięło i stanęło.

BÓG
Plan iście szatański w głowie mej uknułem
Żeby sprawdzić Chama.

ABRA-CHAM
                                      Tak też ja to czułem.

NARRATOR
Nakazał więc Pan Bóg wprost Abra-chamowi
Żeby córkę spalił!

ABRA-CHAM
                            Długom się nie głowił.
Wziąłem trochę drewna, pod pachę siekierę
I zabrałem córkę tę młodą cholerę.

NARRATOR
Bo wiedzieć musicie, że owa dziewoja
Niezłym była ziółkiem – chciała iść do woja!

ABRA-CHAM
Zrobiłem ognisko, Izę przywiązałem
Wyjąłem krzemienie i ogień krzesałem.
Wtem Bóg mi to przerwał głosem gromkim z nieba:

BÓG
Takich ludzi jak Cham więcej mi potrzeba!
Mi udowodniłeś, że kochasz mnie bardzo
Ja twoją miłością teraz nie pogardzę!
Tak jak obiecałem dam ci pokolenia
Co zrodzone będą wprost z twego nasienia!
No i już na koniec spójrz no na swą córkę,
Gdy się nie patrzyłeś skleiłem jej dziurkę.
Tak jak obiecałem masz mój Chamie syna
Wypij jego zdrowie! A jutro też klina!

NARRATOR
Dalej ciekawego nic się już nie działo
Cham sobie poczynał w łóżku bardzo żwawo.
Gdy Sarę pochował wziął inną za żonę
I też ją chędożył. Chędożył też bonę
Co do dzieci w domu była zatrudniona.
Zrodziła mu dzieci a jakże i ona!
Umarł gdy dwustu ćwierci brakowało
A w sym życiu przeżył Abra-cham niemało.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004