No i piździ dzisiaj jak w kieleckim. Brrr. Rozglądam się co chwilę za oknem czy jakiegoś twistera w okolicy nie ma, ale nie zauważyłem póki co żadnego. Mam nadzieję, że z tej wichury nie będzie jakiej szkody. Niby zwykle jest spokojnie, ale na przykład razu pewnego wiatr taki jak ten zerwał cały dach w jednym z zawierciańskich liceów. Tym gorszym hehehe. W optymistycznej wersji mam nadzieję, że wywieje stąd wszystkie brudy i będzie piiięęęknie.
Zasłuchany w wycie wiatru zacząłem się zastanawiać czego też mogę się po nim spodziewać. No, a od zastanawiania już tylko krok do wskoczenia na google i sprawdzenia co i jak więc wskoczyłem i sprawdziłem. Śledztwo przyniosło następujące rezultaty:
– Jak wieść gminna niesie, gdy nieoczekiwanie zerwie się silny wiatr, oznacza to, że ktoś się powiesił… Ulala. Dobry utarg dzisiaj mają sklepy ze sznurkiem!
– W niektórych stronach Ukrainy opowiadają, że silny wiatr wiejący np. przed burzą itp., jest to czart, który przez 7 lat był zwykłą żmiją, przez siedem następnych – połozem; aż wreszcie wyrastają mu skrzydła i wtedy lata z hukiem w powietrzu, łamiąc drzewa. Smoki takie mają przebywać i wyrastać w jaskiniach, w bagnach, we wnętrzach pagórków, skąd – na skutek zaklęć czarowników – „wypruwaja się” na zewnątrz; kiedy „robią skrzydłami”, wtedy powstają wielkie wichury. Gdy zaś taki smok niesiony jest czy wiedziony przez powietrze, zrywa się ogromny wiatr i widzieć nieraz można ogon smoka zwieszający się z chmury. Jeśli potwór poruszy nim albo „zamiesza w koło” lub pocznie nim chlastać, tedy wyrywa drzewa z korzeniami, unosi w powietrze chałupy, nawet całą wieś może zniszczyć… Nie boję się. Widziałem na filmie, że zaciukali ostatniego smoka.
– Poważną rolę w wierzeniach Łemków odgrywał też wiatr. Wyobrażali go sobie jako chłopa mieszkającego w lesie na wysokiej górze, który siedzi na szczycie potężnego drzewa i dmie na wszystkie strony. Wiatr był żywiołem budzącym trwogę, ponieważ przynosił groźne chmury gradowe i pioruny. Szczególny respekt czuli przed tzw. „powieruchą”, tj. wirem powietrznym, który mógł porwać nawet człowieka… Bez walki mnie nie weźmie!!
– Chyba już wiem skąd u mnie taki wiatr: Gwizdanie na pokładzie statku czy okrętu było zakazane i karane, ponieważ gwizdkiem bosmańskim były wydawane polecenia i rozkazy. Rozkazów wydawanych głosem, nawet wykrzykiwanych, nie słyszało się, ani w sztormie, ani w ogniu walki. Gwizdanie na pokładzie podczas sztormu uchodziło niegdyś za poważne przewinienie i na dawnych żaglowcach karano za to umieszczeniem marynarza na rei masztu, aż do końca wachty.
Wskazane było gwizdanie na żaglowcach wtedy, gdy wiatru nie było, wierzono bowiem, iż tym sposobem się go wywoła. Wikingowie wierzyli, że jeżeli podczas ciszy będą głośno gwizdać Thor – bożek grzmotu, odpowie im i jego potężny oddech wypełni żagle. W epoce dużych okrętów żaglowych, których ruch był uzależniony tylko od wiatru, wynajdowano przeróżne sposoby, aby wiatr wywołać. W czasie ciszy na morzu marynarze przybijali płetwę rybią do bukszprytu lub przeklinali najgorszymi wyrazami, aby w ten sposób obudzić św. Antoniego i sprowokować go do ruszenia wiatru. Należy pamiętać, że przeklinanie na okręcie było karane, lecz czasami robiono wyjątki.
Niektórzy marynarze chłostali się nawzajem batogami lub drapali maszt paznokciami, wypowiadając przy tym różne zaklęcia. Jeszcze inni wykonywali na linie specjalne węzły i przywiązywali ją do masztu albo gwiżdżąc wbijali w maszt noże rękojeścią ustawione w kierunku, z którego powinien nadejść wiatr.
Dla zapewnienia pomyślnych wiatrów dobrze jest, aby kobiety wstępujące na pokłady jachtów podrapały paznokciami podstawy masztów. Chociaż współczesne kobiety nie wierzą w przesądy, chętnie godzą się na uczynienie zadość morskiemu zwyczajowi.
I w tym momencie mi wyłączyli sieć i guano sprawdzę, a nie kolejne wietrzne zabobony! 🙂
A teraz już mi się nie chce sprawdzać 🙂
Podziel się tym artykułem: