U mnie tak zaczynając od lewej strony:
– Sklep spożywczo-metalowy (sic!) którego właścicielka ostatnio ma kłopoty z prawem, bo coś tam komuś ukradła czy jakoś tak. Afera jest, ale wszystko szeptane po kątach, bo rodzina to dość znana i szanowana. Policja skrupułów jednak nie miała i ową właścicielkę zamknęła.
– Siedem samochodów marki różnej. No szesć, bo do jednego wsiada jakaś pani i zaraz odjedzie.
– Kilka łysych drzew. Wszystkie liście już poopadały i jesiennego klimatu zero. Drzewa nagie, wiatr nimi kołysze, a resztki liści wiszą smętnie. Niczym się nie różnią te drzewa od tych rosnących na naszym cmentarzu.
– W oddali kiosk Ruchu, w którym nigdy nie mogę dostać „Tempa”.
– Wykoszone trawniki. Na jednym z nich ciora się jakiś wielki pies. Mam nadzieję, że nie wciera w siebie tego, co wcześniej narobił
– Posterunek Policji. Dwa razy w życiu na nim byłem. Raz zeznawałem, a następnym razem skończyło się telefonem do Prokuratora i zdejmowaniem mi odcisków palców. Na korytarzu, żeby wszyscy widzieli jaki to jestem groźny przestępca. No, ale to opowieść na osobną notkę.
– Urząd pocztowy. Moje utrapienie, bo jak można wytłumaczyć komuś, że nie wysyłam mu obiecanego listu/kartki/paczki, bo mi się nie chce iść na pocztę, która jest po drugiej stronie ulicy?
– Dom Kultury. Ten sam, w którym próby miał Abortive Children. Może właśnie w tej chwili ktoś tam przygotowywuje do druku moją krzyżówkę do Gazety Ogrodzienieckiej. Poza tym jest tam też taka fajowa pani fryzjer, która dba o moją fryzurę od czasu do czasu. To muskanie po uszach w czasie strzyżenia…