×

ODDECH PRLu (18)

Gry i zabawy (5)

Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy – na to hasło należało popaść w odrętwienie w pozycji w jakiej nas zastało. Prowadząca grę tytułowa „babajaga” określała ilość i rodzaj kroków jakie każdy z graczy może wykonać w jej kierunku. Wygrywał, kto pierwszy dopadł do babajagi. Gra pozbawiona jakiegokolwiek sensu, wykorzystywana w chwilach skrajnej nudy. Częste konflikty na tle subiektywnych i niesprawiedliwych ocen „babajagi” co do jakości paraliżu u poszczególnych graczy.

Siateczka – piłeczka wykonana ze zrolowanych siateczek po włoszczyźnie, służąca do rozgrywek w klatkową piłkę nożną lub siatkówkę.

Siatko-noga – na polu do tenisa ziemnego (asfaltowe korty były wymalowane na każdym boisku szkolnym) ustawiało się ławki które zastępowały siatkę. Należało przekopywać piłkę nad ławkami, tak by trafić w pole przeciwnika. Piłka na polu mogła się odbijać maksymalnie trzy razy.  Jeśli grało się bez ławek,  przestrzegano zasady „szczurów”, czyli piłek zbyt niskich. Dopuszczana była gra deblowa.

Statki – w pewnej odległości od siebie, dwóch graczy rysowało na ziemi swoje okręty bazowe (koła lub kwadraty wyrysowane na ziemi za pomocą noża). Każde udane wbicie noża w ziemię z pozycji stojącej, dawało prawo narysować w tym miejscu kolejny statek swojej floty. Wbicie noża w statek przeciwnika, zatapiało go. Zawodnicy rzucali na przemian aż do „skuchy” lub po określoną wcześniej ilość razy. Celem gry było zatopienie wszystkich statków przeciwnika. Okręt bazowy można było zatopić przez dziesięciokrotne wbicie w niego noża. Zawodnicy przemieszczali się po terenie gry, stąpając tylko po swoich statkach. Rozgrywka wielogodzinna, z uwagi na doskonałą sprawność rzutową większości graczy. Właściwa taktyka gry, nakazywała przed wyruszeniem na podbój floty przeciwnika, staranne zabezpieczenie swojej bazy. Cel ten osiągano budując wokół bazy pierścienie statków odcinających dostęp do naszego okrętu bazowego. Na skutek zbyt asekuranckiej gry powstawały niezliczone flotylle i wtedy grę rozstrzygał często kończący wiele gier podwórkowych, głos z pobliskiego bloku „Natychmiast do domu… (i do wyboru); dobranocka się zaczyna; kolacja; lekcje nie odrobione; coś zrobił z moim nożem gałganie”.

Styropian (czasami steropian)  – bardzo prosta zabawa dająca wiele satysfakcji, polegała na pocieraniu o szybę kawałkiem poślinionego styropianu. Nie wiadomo dlaczego, dźwięki, które wydobywały się podczas tej zabawy, wywoływały u osób starszych (powyżej 15 lat) rodzaj nerwowej ekstazy. Styropianowi wirtuozi potrafili wsłuchiwać się w te charakterystyczne piski z prawdziwą radością, która wymalowana była na twarzy.

Strzelanie ze śrub i puszek – szalenie efektowna rozrywka, obarczona jednak sporym ryzykiem. Głównym  źródłem ryzyka byli nie wyrozumiali, pozbawieni elementarnych zasad współżycia międzyludzkiego, dorośli. To za ich sprawą wszelkie pirotechniczne rozrywki, nabierały cech konspiracji, schodząc do podwórkowego podziemia. Tylko te bezimienne rzesze prekursorów dzisiejszych „sztucznych ogni”, potrafiły docenić heroiczny trud zdobywania podstawowych materiałów, takich jak; saletra, karbid,  magnezja czy choćby mozolnie zeskrobywana siarka z zapałek lub wydłubywanie korków. Do kanonów pirotechnicznych działań należało strzelanie z puszek wypełnionych karbidem, „bączki” z zakrętek po wódce wypełnione saletrą, strzelanie ze śrub i kluczy na bazie siarki z zapałek, wszelkiego rodzaju „wulkany” i „kopcie”. Okres szczególnego nasilenia działań pirotechnicznych, przypadał na wczesną wiosnę wraz z pojawianiem się pod kościołami straganów z kapiszonami i korkami, osiągając swój szczyt w okresie Wielkanocnym (rezurekcje).

Strzelanie z porcelanowych korków – Co do wybuchowych zabaw. Polecam mieszankę nadmanganianu potasu i srebrolu (sucha farbka z pyłu aluminiowego), proporcji nie pamiętam. Tę mieszankę wkładało się do pustego korka czyli bezpiecznika porcelanowego, pozbawionego z cieńszego końca mosiężnego kapsla. W miejsce po kapslu wsadzało się najwspanialszy wynalazek Polskiego Monopolu Zapałczanego czyli Sztormówkę. Podpalić i uciekać. Sam widziałem, jak taki wynalazek po podpaleniu, potrafił przebić się przez zaspę śnieżna rozświetlając ja od środka pięknym fioletowym światłem.

Syf – gra sięgająca swymi korzeniami do popularnego berka. W tej wersji potrzebny był jednak jeszcze pewien rekwizyt. Najczęściej była to szmata do wycierania tablicy, czasami coś brudnego wyciągniętego ze śmietnika. Osoba trafiona szmatą zostawała „Syfem”. Teraz ona musiała trafić któregoś z graczy, aby pozbyć się tego piętna. Grę można było zlokalizować z większej odległości, gdyż zawsze towarzyszyły jej głośne, drwiące okrzyki „syf, syf „. Czas gry limitował dzwonek na lekcję. Osoba która nie zdążyła do tego czasu nikogo trafić, pozostawała obiektem drwin przez następne 45min. W owym czasie słowo „syf” oznaczało tyle co „brudny przedmiot ze śmietnika”. Innego znaczenia tego słowa nikt się nawet nie domyślał.

Szubienica – opis gry dydaktycznej nadesłany przez Magdę S. „Grały w nią dwie osoby. Jedna wymyślała wyraz, na kartce zapisywała pierwsza i ostatnia literę, a miedzy nimi umieszczała kreski, nad którymi należało wpisać później brakujące litery. Druga osoba próbowała odgadnąć: jeżeli trafiła, wpisywała ja we właściwe miejsce, a jeśli nie, obok rysowała element szubienicy. Zaczynała od górnej kreski, potem dolnych, następnie rozporki miedzy pionem a poziomem, a na końcu sznur. Jeżeli zgadujący hasło nie odgadł wszystkich liter, „wisiał” na szubienicy.”

Ślepiec – Do tego trzeba było znaleźć tzw. drabinki, czyli jakiekolwiek… hm… nawet nie wiem jak to normalnie nazwać bo mam zakodowane że to drabinki… w każdym razie takie co są na placu zabaw i da się po tym chodzić. Wchodziło się na to urządzenie i jedna osoba zostawała ślepcem musiała chodzić z zamkniętymi oczami – co było nawet proste. Chodziło o wyłapanie innych. A konkretnie o złapanie kogoś i odgadnięcie kto to jest. Jeśli się odgadło to ta osoba zostawała ślepcem. Jak nie to trudno. Istniała też reguła zgodnie z którą ślepiec mógł w każdej chwili zawołać „Ziemia!” i natychmiast otworzyć oczy. Jeśli ktoś akurat zszedł, np. uciekając przed ślepcem to wtedy też stawał się ślepcem. Gra była znakomita. Zwłaszcza kiedy padały zarzuty typu: „Otwierasz oczy, podglądasz!” Albo „Byłaś na ziemi”… No i kwadrans kłótni o to czy tak było naprawdę czy może ślepiec się pomylił, i czy szybkie wskoczenie na drabinki kwalifikuje się jako ziemia, czy już nie, bo się wskakiwało już jak padło hasło etc.

http://www.republika.pl/printo/warszawa/

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004