A co się będę szczypał, dzisiaj zaczynam smęcenie od samego tytułu. Nie ma ku temu jakiegoś specjalnego powodu, ale co szkodzi podołować Was od samego nagłówka. Właściwie to nie mam o czym pisać, a dodatkowo rozprasza mnie telewizor, ale tak naprawdę to musze się czymś zająć, bo czekam właśnie na kogoś, kto nie przychodzi, a z doświadczenia wiem, że jak zaczynam coś robić, to wtedy dzieje się coś, co rozprasza mnie od robionych rzeczy. Zobaczymy, czy tym razem się uda. Nawet jeśli nie, to przynajmniej bedę miał nowy wpis w blogu – kolejny do osiągnięcia magicznej liczby pięciu megabajtów i pójścia jak to się mówi w pizdu, starych wpisów. Ech, i poooo coooo toooo wszystko ;)) Hehe, jak ja lubię smęcić.
Rzecz warta odnotowania, bo coś takiego chyba jeszcze nigdy nie miało miejsca – otóż w telewizji właśnie aż na trzech kanałach na żywo leci sport na żywo. Jak długo żyję (choć nie tak długo jak qurtis) tak nie pamiętam takiej sytuacji. No, ale nawarstwienie sportowych wydarzeń służy własnie czemuś takiemu. No i tak: Na TVP1 nadają właśnie pucharowy mecz Lecha poznań z Terekiem Grozny. Do przerwy jest 0:0 i byłoby miło gdyby Lech zaczął strzelać bramki, bo ma jedną w plecy. Na TVP2 nadają transmisje z Olimpiady, o której w paru słowach później. No a na TVNie właśnie wronieńska Amica przegrywa na wyjeździe z budapesztańskim Honvedem (też w ramach Pucharu UEFA) 0:1, a ten wynik zapowiada dogrywkę. No, ale na razie została jeszcze cała druga połowa do pogrania. Zobaczymy. Byłoby kiepsko gdyby Lech i Amica odpadli już w rundzie preeliminacyjnej, a nadal jest taka możliwość. Wczoraj Wisła pożegnała się z Ligą Mistrzów dostając w dupę 1:3 z Realem Madryt, no i tylko póki co honor polskiej piłki obroniła (o dziwo! ) Legia Warszawa wygrywając z jakimiś tam Gruzinami 6:0. Przeciwnik to słaby musiał być ponad wszelką miarę, bo Włodarczyk strzelił hat-trick, a przecież to wyjątko cienki zawodnik.
Tak sobie patrzę na te moje ostatnie wpisy i dalej stwierdzam, że są do dupy. Początek tego mojego blogowania był całkiem całkiem – wpisy przypominały pamiętnikowe bredzenie i „sprzedawanie myśli byle gdzie”, a teraz? Teraz jakieś suche relacje na temat wydarzeń, o których każdy może sobie przeczytać w dowolnie wybranej gazecie. Po co więc to pisać? Nie wiem
Uwielbiacie te moje przydługie wstępy, co?
Jaka była ta olimpiada dla Polski? Hmm… Hehe. Tak pechowej olimpiady (kurna, raz z dużej litery piszę, raz z małej – jakiś taki niezdecydowany jestem) dla naszych Orłów to nie pamiętam, choć rozsądek podpowiada mi, że ten pech to po prostu brak profesjonalizmu. No, bo jak pechem można wytłumaczyć dyskwalifikację kajakarki za zbyt lekki (o 15 gramów) kajak, dyskwalifikację żeglarzy za zapomnienie zabrania kamizelek ratunkowych, przegraną boksera, który nie walczył, bo myślał, że wygrywa, przegraną judoki na dwie sekundy przed końcem walki… i tak dalej i tak dalej. Lista wymówek jest coraz dłuższa, a tak naprawdę prawdziwego pecha to za dużo nie ma. Może dzisiaj ten biedny pięcioboista co dostał konia, który nie chciał skakać przez przeszkody. Hehe, no jak to brzmi
Kończy się sierpień, czyli jakaś tam końcowa granica lata zostaje osiągnięta. W powietrzu czuć już niestety jesień. Za dużo z domu nie wychodzę przez tą Olimpiadę, ale co wyjdę to już jest chłodniej. Niby wciąż upalnie, ale wiatr już nie ten. Chłodny, póki co jeszcze orzeźwiający, ale już przypominającu długie, jesienne, deszczowe wieczory, któych tak nie znoszę. Smutne dodatkowo, gdyż pewnie znów spędzane samotnie. No, ale jestem przyzwyczajony, a na impas w sprawach sercowych nie narzekam, bo nie mam co narzekać. Nic specjalnego się nie dzieje, wciąż jestem sam, ale powodów do wielkich dołów nie ma. Może przyjdą razem z jesienią.
No i jeszcze skończyło się piwo.